Romantyzm
Adam Mickiewicz
Czy nie ma nowin z miasta? – Nowin? - Żadnych nowin?
Jan dziś chodził na śledztwo, był godzinę w mieście,
Ale milczy i smutny; - i jak widać z miny,
Nie ma ochoty gadać. – No, Janie! Nowiny?
Niedobre – dziś - na Sybir – kibitek dwadzieścia
Wywieźli. – Kogo? – naszych? – Studentów ze Żmudzi.
Na Sybir? I paradnie! – było mnóstwo ludzi.
Wywieźli! – Sam widziałem. – Widziałeś! – i mego
Brata wywieźli? – wszystkich? – Wszystkich, - do jednego
Sam widziałem. – Wracając, prosiłem kaprala
Zatrzymać się; pozwolił chwilkę. Stałem z dala,
Skryłem się za słupami kościoła. W kościele
Właśnie msza była; - ludu zebrało się wiele (…)
Uważałem na więźnia postawę i ruchy:-
On postrzegł, że lud płacze patrząc na łańcuchy,
Wstrząsł nogą łańcuch, na znak, że mu niezbyt ciężył. –
A wtem zacięto konia, - kibitka runęła –
On zdjął z głowy kapelusz, wstał i głos natężył,
I trzykroć krzyknął: „Jeszcze Polska nie zginęła”. (…)
Komenda je zgłuszyła bębnem i rozkazem:
„Do broni – marsz!” – ruszono, a środkiem ulicy
Puściła się kibitka lotem błyskawicy.
Jedna pusta; - był więzień, ale niewidomy;
Rękę tylko do ludu wyciągnął ze słomy,
Siną, rozwartą, trupią; trząsł nią, jakby żegnał;
Kibitka w tłum wjechała; - nim bicz tłumy przegnał,
Stanęli przed kościołem; i właśnie w tej chwili
Słyszałem dzwonek, kiedy trupa przewozili.
Spojrzałem w kościół pusty i ręką kapłańską
Widziałem, podnoszącą ciało i krew Pańską,
I rzekłem: Panie! Ty, co sądami Piłata
Przelałeś krew niewinną dla zbawienia świata,
Przyjm tę spod sądów cara ofiarę dziecinną,
Nie tak świętą ni wielką, lecz równie niewinną.
Adam Mickiewicz
Czy nie ma nowin z miasta? – Nowin? - Żadnych nowin?
Jan dziś chodził na śledztwo, był godzinę w mieście,
Ale milczy i smutny; - i jak widać z miny,
Nie ma ochoty gadać. – No, Janie! Nowiny?
Niedobre – dziś - na Sybir – kibitek dwadzieścia
Wywieźli. – Kogo? – naszych? – Studentów ze Żmudzi.
Na Sybir? I paradnie! – było mnóstwo ludzi.
Wywieźli! – Sam widziałem. – Widziałeś! – i mego
Brata wywieźli? – wszystkich? – Wszystkich, - do jednego
Sam widziałem. – Wracając, prosiłem kaprala
Zatrzymać się; pozwolił chwilkę. Stałem z dala,
Skryłem się za słupami kościoła. W kościele
Właśnie msza była; - ludu zebrało się wiele (…)
Uważałem na więźnia postawę i ruchy:-
On postrzegł, że lud płacze patrząc na łańcuchy,
Wstrząsł nogą łańcuch, na znak, że mu niezbyt ciężył. –
A wtem zacięto konia, - kibitka runęła –
On zdjął z głowy kapelusz, wstał i głos natężył,
I trzykroć krzyknął: „Jeszcze Polska nie zginęła”. (…)
Komenda je zgłuszyła bębnem i rozkazem:
„Do broni – marsz!” – ruszono, a środkiem ulicy
Puściła się kibitka lotem błyskawicy.
Jedna pusta; - był więzień, ale niewidomy;
Rękę tylko do ludu wyciągnął ze słomy,
Siną, rozwartą, trupią; trząsł nią, jakby żegnał;
Kibitka w tłum wjechała; - nim bicz tłumy przegnał,
Stanęli przed kościołem; i właśnie w tej chwili
Słyszałem dzwonek, kiedy trupa przewozili.
Spojrzałem w kościół pusty i ręką kapłańską
Widziałem, podnoszącą ciało i krew Pańską,
I rzekłem: Panie! Ty, co sądami Piłata
Przelałeś krew niewinną dla zbawienia świata,
Przyjm tę spod sądów cara ofiarę dziecinną,
Nie tak świętą ni wielką, lecz równie niewinną.