Adam Asnyk
Wysoko na skały zrębie
Limba iglastą koronę
Nad ciemne zwiesiła głębie,
Gdzie lecą wody spienione.
Samotna rośnie na skale,
Prawie ostatnia już z rodu…
I nie dba, że wrzące fale
Skałę podmyły u spodu.
Z godności pełną żałobą
Chyli się ponad urwisko
I widzi w dole pod sobą
Tłum świerków rosnących nisko.
Te łatwo wschodzące karły,
W ściśniętym krocząc szeregu,
Z dawnych ją siedzib wyparły
Do krain wiecznego śniegu.
Niech spanoszeni przybysze
Pełzają dalej na nowo!
Ona się w chmurach kołysze –
Ma wolne niebo nad głową!
Nigdy się do nich nie zniży,
O życie walczyć nie będzie-
Wciąż tylko wznosi się wyżej
Na skał spadziste krawędzie.
Z pogardą patrzy u szczytu
Na tryumf rzeszy poziomej…
Woli samotnie z błękitu
Upaść strzaskana przez gromy.
Wysoko na skały zrębie
Limba iglastą koronę
Nad ciemne zwiesiła głębie,
Gdzie lecą wody spienione.
Samotna rośnie na skale,
Prawie ostatnia już z rodu…
I nie dba, że wrzące fale
Skałę podmyły u spodu.
Z godności pełną żałobą
Chyli się ponad urwisko
I widzi w dole pod sobą
Tłum świerków rosnących nisko.
Te łatwo wschodzące karły,
W ściśniętym krocząc szeregu,
Z dawnych ją siedzib wyparły
Do krain wiecznego śniegu.
Niech spanoszeni przybysze
Pełzają dalej na nowo!
Ona się w chmurach kołysze –
Ma wolne niebo nad głową!
Nigdy się do nich nie zniży,
O życie walczyć nie będzie-
Wciąż tylko wznosi się wyżej
Na skał spadziste krawędzie.
Z pogardą patrzy u szczytu
Na tryumf rzeszy poziomej…
Woli samotnie z błękitu
Upaść strzaskana przez gromy.