Maria Konopnicka
O większego trudno zucha,
Jak był Stefek Burczymucha…
-Ja nikogo się nie boję!
Choćby niedźwiedź… to dostoję!
Wilki?... ja ich całą zgraję
Pozabijam i pokraję!
Te hieny, te lamparty,
To są dla mnie czyste żarty!
A pantery i tygrysy
Na sztyk wezmę u swej spisy!
Lew! Cóż lew jest? – kociak duży!
Naczytałem się podróży!
I znam tego jegomości,
Co zły tylko, kiedy pości.
Szakal, wilk?... Straszna nowina!
To jest tylko większa psina!...
(Brysia mijam zaś z daleka,
Bo nie lubię, gdy kto szczeka!)
Komu zechcę, to dam radę!
Zaraz na ocean jadę,
I nie będę Stefkiem chyba,
Jak nie chwycę wieloryba!
***
I tak przez dzień boży cały
Zuch nasz trąbi swe pochwały.
Aż raz usnął gdzieś na sianie…
Wtem się budzi niespodzianie,
Patrzy, a tu jakieś zwierzę
Do śniadania mu się bierze.
Jak nie zerwie się na nogi,
Jak nie wrzaśnie z wielkiej trwogi –
Pędzi, jakby chart na smyczy…
-Tygrys, tato! Tygrys! – krzyczy.
-Tygrys?... ojciec się zapyta.
-Ach, lew może!... miał kopyta
Straszne! Przy tym cztery nogi,
Paszczę taką! Przy tym rogi…
-Gdzież to było? – Tam na sianie,
Właśnie porwał mi śniadanie…
Idzie ojciec, służba cała,
Patrzą… a tu myszka mała,
Polna myszka siedzi sobie
I ząbkami serek skrobie!...
O większego trudno zucha,
Jak był Stefek Burczymucha…
-Ja nikogo się nie boję!
Choćby niedźwiedź… to dostoję!
Wilki?... ja ich całą zgraję
Pozabijam i pokraję!
Te hieny, te lamparty,
To są dla mnie czyste żarty!
A pantery i tygrysy
Na sztyk wezmę u swej spisy!
Lew! Cóż lew jest? – kociak duży!
Naczytałem się podróży!
I znam tego jegomości,
Co zły tylko, kiedy pości.
Szakal, wilk?... Straszna nowina!
To jest tylko większa psina!...
(Brysia mijam zaś z daleka,
Bo nie lubię, gdy kto szczeka!)
Komu zechcę, to dam radę!
Zaraz na ocean jadę,
I nie będę Stefkiem chyba,
Jak nie chwycę wieloryba!
***
I tak przez dzień boży cały
Zuch nasz trąbi swe pochwały.
Aż raz usnął gdzieś na sianie…
Wtem się budzi niespodzianie,
Patrzy, a tu jakieś zwierzę
Do śniadania mu się bierze.
Jak nie zerwie się na nogi,
Jak nie wrzaśnie z wielkiej trwogi –
Pędzi, jakby chart na smyczy…
-Tygrys, tato! Tygrys! – krzyczy.
-Tygrys?... ojciec się zapyta.
-Ach, lew może!... miał kopyta
Straszne! Przy tym cztery nogi,
Paszczę taką! Przy tym rogi…
-Gdzież to było? – Tam na sianie,
Właśnie porwał mi śniadanie…
Idzie ojciec, służba cała,
Patrzą… a tu myszka mała,
Polna myszka siedzi sobie
I ząbkami serek skrobie!...