Teofil Nowosielski
Przychodził Jaś łakomy do kucharza Marka,
I zawsze mu zaglądał do każdego garnka.
Nigdy Marek panicza nie mógł upilnować,
Zawsze musiał Jaś skubnąć, albo co skosztować.
Nie raz nawet z paluszka oblizał powidła.
Fe! Łakomstwo, jakaż to przywara obrzydła!
Choć łajał Marek Jasia, Jaś nie słuchał Marka;
Ale co dzień jak zwykle zaglądał do garnka.
Raz kucharz dla czeladzi jagły w garnku warzył,
Jaś ich musiał skosztować i język – oparzył.
Nie raz taki przypadek na dobre wychodzi.
Od tego czasu już Jaś do kuchni nie wchodzi.
Przychodził Jaś łakomy do kucharza Marka,
I zawsze mu zaglądał do każdego garnka.
Nigdy Marek panicza nie mógł upilnować,
Zawsze musiał Jaś skubnąć, albo co skosztować.
Nie raz nawet z paluszka oblizał powidła.
Fe! Łakomstwo, jakaż to przywara obrzydła!
Choć łajał Marek Jasia, Jaś nie słuchał Marka;
Ale co dzień jak zwykle zaglądał do garnka.
Raz kucharz dla czeladzi jagły w garnku warzył,
Jaś ich musiał skosztować i język – oparzył.
Nie raz taki przypadek na dobre wychodzi.
Od tego czasu już Jaś do kuchni nie wchodzi.